, , , , , ,

Alpy Julijskie: Kriški podi & Pogačnikov dom, czyli krasowy zawrót głowy

8.8.20

Szlak na Kriški podi & Pogačnikov dom - Alpy Julijskie
 
Gdy wybierzecie się na Słowenię, to już na starcie doświadczycie klęski turystycznego urodzaju, który zaserwuje wam wybitnie twardy orzech do zgryzienia, gdy przyjdzie do podejmowania decyzji o tym, co zobaczyć i na jaki szlak radośnie wkopytkować.
Powyższy problem pierwszego świata nas również nie ominął, więc nie czujcie się wyjątkowi. 😀 Niemniej jednak nasza maszyna losująca pod postacią palca wodzącego po mapie wskazała na szlak w okolicy Trenty i naszej kwatery.
Biorąc pod uwagę czas, jakim dysponowaliśmy, napięty niczym plandeka na żuku, nie kombinowaliśmy i nie szukaliśmy więcej. Decyzja zapadła - Idziemy na Kriški podi. Zapraszamy na wspólną wędrówkę z całkiem smakowitymi widokami. Jesteśmy przekonani, że nie pożałujecie. 😊
 

Kriški podi & Pogačnikov dom /2050 m n.p.m./

Prognozy zapowiadały najstabilniejszą aurę, więc na dźwięk budzika, jak na komendę, spojrzeliśmy z nadzieją w okna, za którymi poranne, jesienne słońce mrugało do nas zapraszająco. A musicie wiedzieć, że nas zbyt długo prosić nie trzeba. Śniadanie wszamaliśmy więc z prędkością światła i jeszcze szybciej zameldowaliśmy się na szlaku, bo pogoda aż się dopraszała, by wycisnąć z niej tyle, ile się da.

W miejscowości Trenta, nieopodal Domu Trenta - muzeum oraz informacji turystycznej w jednym, z głównej trasy biegnącej w kierunku Kranjskiej Gory odbijamy w prawo, w dolinę Zadnjica, gdzie po kilkuset metrach, w okolicy Pogačnika, zostawiamy nasz samochód na bezpłatnym parkingu.
 
Zaciągamy się rześkim powietrzem, zarzucamy plecaki na ramiona i ruszamy na spotkanie kolejnych pięknych, alpejskich krajobrazów, w których z każdym krokiem zakochujemy się coraz bardziej, a to wszystko w towarzystwie szemrzącego w pobliżu Białego potoku (Beli potok) i ukrytego wśród skał Białopotokowego wodospadu (Belopotoški slap).
W tym miejscu przypominam, gdybyście zapomnieli, że Słowenia to kraina wprost usiana przeróżnymi wodospadami przecudnej urody.

Początkowo szlak wznosi się łagodnie i prowadzi leśną utwardzoną drogą, którą pod dolną stację towarowego wyciągu dojeżdża transport z dobrami, jakie przeznaczone są dla wysokogórskiego schroniska Pogačnikov dom na Kriških podih.
 
Im dalej idziemy, tym ścieżka bardziej się zwęża i zaczyna piąć leśnymi zakosami. Wilgotna jeszcze od deszczu ściółka paruje i już wkrótce leśny cień przestaje dawać wytchnienie w marszu, a szlak zaczyna zamieniać się w saunę. Wilgotne i duszne powietrze zdaje się nas oblepiać i już sami nie wiemy, czy bardziej jesteśmy upoceni z wysiłku (jakby ktoś zapomniał, to cały czas ciśniemy pod górę), czy też z męczącej duchoty. Bywały więc momenty, gdy marzyliśmy (choć ja jakby bardziej 😂), by znaleźć się na miejscu skrzynek transportowanych  na górę przez wspomniany wyciąg. Ale cóż, do gabarytów puszek z piwem nam daleko, więc pozostało dzielne kopytkowanie na własnych raciczkach.

Leśny odcinek to jakieś 1/3 drogi do schroniska. Później czekają na nas zdecydowanie bardziej wysokogórskie i surowe krajobrazy, a skały i piarżyste podłoże zdają się do nas uśmiechać. Jednak jest to uśmiech bardziej zdradziecki niż przyjacielski, więc ostrożnie stawiamy kopytka, by nie wywinąć jakiegoś spektakularnego orła. O tym, jak szybko można w tym terenie stracić grunt pod nogami przekonaliśmy się już wcześniej, idąc na Małą Mojstrovkę. Tak więc bądźcie czujni.
 

 
Słońce też daje o sobie znać, podsmażając nas na piarżystym zboczu niczym kiełbaski na ruszcie. Gorąc sprawia, że tempo zdobywania wysokości zaliczyło ostry zjazd, wzrosła natomiast ilość wypijanej przez nas wody. Na całe szczęście jest gdzie uzupełniać butelki.

Oczywiście równowaga w przyrodzie być musi i na tę okoliczność mamcia natura, jak na wredną gadzinę przystało, postanowiła znów potasować aurą i poczęstować nas porcją wiatru tak przeszywającego, że już w pobliżu dolnego jeziora (Spodnje Kriško jezero) - jednego z trzech położonych tam jezior - wkładałam polar i softshell, a na rozgrzewającą dokładkę robię kilka pajacyków i wymachów rękami. I pomyśleć, że jeszcze kilka chwil wcześniej leciałam w lekkiej koszulce i łapczywie żłopałam wodę. Ot, pagóry nieprzewidywalne 😊
 
Radośnie powitaliśmy więc schroniskowy budynek, przed którym na spragnionych alpejskiego chilloutu czekały nawet leżaki. Nam jednak wiatr pomysł leżakowania szybko wybił, a raczej wywiał z głowy. Na pocieszenie i niejako w nagrodę za kopytkowanie bez marudzenia wjechały Radlery przepijane dla równowagi gorącą herbatą z termosu i zagryzane czekoladą (nie wnikajcie w nasze górskie upodobania pitno-kulinarne 😂).
 





 
Po krótkim odpoczynku w schronisku, zupełnie już nie zważając na chcące urwać głowę wietrzysko, upajaliśmy się widokami i otaczającymi schronisko skalnymi ścianami, a te naprawdę robią wrażenie i wyrywają z kapci. Nie przesadzam.

Teren zachwyca, a schronisko położone na krasowym płaskowyżu ulokowane jest w takim miejscu, że stanowi idealną bazę wypadową na najwyższe z okolicznych szczytów Alp Julijskich, m.in. Stenar, Pihavec czy Bovški Gamsovec, które zadbają o emocje i potężny zastrzyk adrenaliny dla każdego górskiego harpagana zakochanego we wspinaczce i bliskim obcowaniu ze skałą. A gdy dołożycie do tego świstacze nawoływania i skaczące wśród skalistych grzbietów kozice, to już w ogóle górska bajka.
 

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM