, ,

5 wkurzających typów turystów, których nie chcesz spotkać, a spotkasz

13.11.17

Problematyczny turysta

Bycie podróżnikiem, turystą, backpackersem, szwendaczkiem, czy innym niespokojnym duchem, dla którego cztery ściany wespół z najwygodniejszym nawet fotelem szybko stają się zbyt ciasne, jest cudowne, bo gwarantuje mnogość pozytywnych wrażeń, doznań, doświadczeń, sytuacji, a to wszystko do kompletu z poznawaniem nowych, ciekawych ludzi i... ich charakterów.

Tutaj jednak - bywa, że nawet często - następuje zwrot akcji, bo świat tak już jest skonstruowany, by dbać o to, żebyśmy się z nadmiaru słodyczy, pozytywnych emocji, różowej waty cukrowej, czekolady pochłanianej na szlakach i wyskakujących zza winkla kamzików i jednorożców nie porzygali. W słoik turystycznego miodu z impetem ląduje więc łyżka dziegciu pod postacią ludzkiego buractwa, psując raz na czas jakiś nasze pozytywne nastawienie do świata.

Za każdym więc razem, gdy ktoś, oglądając nasze zdjęcia, wzdycha z rozmarzeniem i mówi, jak to nam fajnie, bo nic tylko jeździmy, zwiedzamy, odpoczywamy, etc., ja uśmiecham się pod nosem. Oczywiście zwiedzanie, odpoczynek, ciekawe wycieczki, nowe szlaki to absolutne sedno naszych wyjazdów, jeżeli jednak komuś się wydaje, że na tym się składowe wypadu kończą, to ma rację - wydaje mu się. 😂
Wystarczy bowiem, że postawimy nasze kopytka na bardziej uczęszczanym gruncie - czy to w górach, czy też pośród turystycznych, miejskich atrakcji, ONI już tam będą. Gotowi, by wystawić naszą cierpliwość i opanowanie na próbę.

Wkurzający turyści, których spotkasz podczas swoich wojaży

WIECZNIE NIEZADOWOLONY PORÓWNYWACZ

Gatunek ten występuje zarówno stadnie, jak i w pojedynkę, zasiedlając i eksplorując wszystkie dostępne tereny. Na pierwszy rzut oka zupełnie nieszkodliwy, jednak z biegiem czasu turbo irytujący. Szczególnie wtedy, gdy zacznie sugerować, że Ty też powinieneś być niezadowolony ze swoich wyborów. To niby typ, który w wielu miejscach był i dużo widział, jednak zamiast być inspiracją dla innych, swoim zachowaniem raczej sprowadza do parteru, a Ty w ostatecznym rozrachunku sam zaczynasz się zastanawiać, czy ten pensjonat to aby na pewno jest ok, skoro ten pana-porównywacza jest lepszy, fajniejszy i jeszcze pewnie buzi daje.
A jeśli podczas rozmowy zdarzy Ci się opowiedzieć o jakimś Twoim wyjeździe, z którego byłeś mega zadowolony, pan-porównywacz wytoczy ciężkie działa pod postacią wątpliwych argumentów, że wszystko fajnie, spoko, ALE... To ten typ, któremu nie dogodzisz, choćby skały srały. W ultra wypasionym hotelu z rozrzewnieniem będzie wzdychał do drewnianej chatki gdzieś na odludziu, w górach od razu zatęskni do nadmorskich plaż i drinków z palemką, a na wyjeździe all inclusive dobitnie stwierdzi, że on by to wszystko sam lepiej zorganizował.

PANIKARZ

Właściwie to należą się jegomościowi ukłony, bo ja z takim nastawieniem nie ruszyłabym się dalej niż poza obszar wyrka, a i to wcale nie jest pewne, bo jak wszyscy wiedzą, wokół sypialnianych łóżek zawsze pływały rekiny albo inne stwory czyhające tylko aż wysuniemy kopytko spod kołdry.

Jeśli spotkasz takiego na szlaku, możesz być pewny, że zaszczyci Cię jakąś przestrogą, którą na całe szczęście będziesz mógł zweryfikować osobiście. Całe jego nastawienie pozostanie bez większego wpływu na Ciebie i dalszy przebieg Twoich eskapad.
W każdym razie, jeśli wspomniany panikarz okaże się być częścią Twojej grupy wycieczkowej, porzuć wszelkie nadzieje lub znieczul się odpowiednio zapijając valium i relanium wiadrem spirytusu. Ten gatunek nie próżnuje. Jeszcze dobrze nie wyruszycie, a Ty będziesz znał wszystkie statystki katastrof lotniczych, częstotliwość ataków ze strony dzikich zwierząt, jak i aktywność gangów i mafii w danym regionie. Pal sześć, gdy na gadaniu się kończy. Gorzej, gdy delikwent ubzdura sobie coś w trakcie górskiego marszu, rejsu, zwiedzania i stwierdzi, że on dalej niee i chce wracać natychmiast. Wtedy wyjazd całej grupy jest skazany na porażkę, bo przecież osobnika nie odizolujesz od reszty, zamykając go w piwnicy. A szkoda...

ZAGORZAŁY MIŁOŚNIK JĘZYKA POLSKIEGO

Do wyjazdów pierwszy, wszak foty na fejsika same się nie zrobią. Zwykle nawet zorientowany w temacie, wie gdzie jedzie oraz czego chce. Niby wszystko pięknie. Poza jednym drobnym minusem, którym okazuje się być nadinterpretacja uwielbienia do Roty Marii Konopnickiej, każąca amatorowi podróży komunikować się wyłącznie w języku polskim. Bo skoro on odwiedza nowe miejsce, to lokalsi mają go rozumieć - nieważne, czy to będzie Ukrainiec, czy mieszkaniec Burkina Faso.
Z uporem maniaka, będzie SY-LA-BI-ZO-WAŁ głośno i wyraźnie, bo ktoś mu kiedyś powiedział, że jak tak będzie się komunikował, to każdy zrozumie.
Gdy przyjdzie Ci spotkać tegoż osobnika z Twej drodze, nie przyznawaj się - choćby Cię przypalali żywym ogniem - że język polskich wieszczów nie jest Ci obcy. W przeciwnym razie może to skutkować tym, że wspomniany miłośnik polskiej mowy do końca wyjazdu będzie suszył Ci głowę o tłumaczenie rzeczywistości - od karty dań po opisy turystycznych atrakcji.

SYMPATYK KIELISZKA I BUTELKI

Na wyjazdach zorganizowanych imprezę rozkręca już w samolocie, samochodzie lub na tyłach autokaru sukcesywnie przemieszczając się ze szkłem ku przodowi. Wody ognistej łaknie niczym kania dżdżu i nie przepuści żadnej alko okazji zwiększając tym samym niebezpiecznie ilość siku-przystanków i tym samym wydłużając podróż.
Podgatunkiem wspomnianego sympatyka jest łowca, którego aktywność objawia się wbiciem na Jana w sam środek imprezy i przykolegowanie się do wybranych ofiar, które są w posiadaniu płynnego obiektu pożądania. Przysiądzie się jak gdyby nigdy nic, zacznie nawet snuć całkiem ciekawe opowieści, a Ty ani się obejrzysz, a zostaniesz z pustą flaszką i szklanką po paluszkach. Takiego łowcę spotkaliśmy kiedyś w schronisku w Piątce. Stoliki zmieniał z częstotliwością wprost proporcjonalną do pojawiania się na nich nowych butelek.

MISTRZ ORIENTACJI

W zasadzie typ jest średnio szkodliwy, a dodatkowo zadba o powycieczkowe wspomnienia. Niemniej jednak czasami bywa to męczące, gdy zamiast się relaksować musisz - niczym oko Saurona - lustrować okolicę i poczynania delikwenta, bo w przeciwnym razie resztę wyjazdu spędzisz na poszukiwaniach. A nasz mistrzunio potrafi zgubić się wszędzie - na prostej drodze w mieście, na górskim szlaku, a nawet w drodze do toalety w knajpie. Oczywiście zawsze zapomni wziąć ze sobą telefon, albo ten akurat wtedy mu się rozładuje, a nawet jeśli nie, to zapomnij, że będzie w stanie określić Ci, gdzie się znajduje. Zabawę w podchody czas zacząć. 😂

A Wy kogo dodacie do listy? A może podzielicie się jakąś historyjką wyjazdową, bo nie wierzę, że los Was do tej pory chronił przed spotkaniami z podobnymi osobnikami. 😊 Jedziemy z koksem, komentarze są Wasze.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM