, , , ,

Jak przetrwać zakupy i nie zwariować?

11.1.16


Nowy rok to okres mocnych postanowień (które rzadko wytrzymują próbę czasu), dalekosiężnych planów, szturmów na siłownie i... WYPRZEDAŻY. Te ostatnie przyciągają w galeryjne ostępy tłum, w którym najbardziej rzucają się w oczy trzy grupy osób (mieszanki tychże zapewne też się znajdą, ale już tak wnikliwych obserwacji nie prowadziłam).

Prym wiedzie zwarty i gotowy na wojnę tłum, który żądny sklepowych zdobyczy urządza sobie prawdziwe safari. I biada temu, kto miałby owo polowanie uniemożliwić. Gdzieś pomiędzy - boczkiem, boczkiem, aby szybciej - buszują ci, którzy przyszli po konkret, korzystając z niższych cen. Trzecią grupę stanowią (zazwyczaj) mężczyźni, którzy wyciągnięci przez swoje partnerki na "szybkie zakupy", cierpią katusze, wysiadując pod przymierzalniami i tachając za nimi torby ze zdobyczami.

Jednak niezależnie od tego, do której grupy należysz, możesz przeżyć ten czas zakupowego armagedonu bez szczególnego uszczerbku na ciele i umyśle. Kluczem do sukcesu i przetrwania jest organizacja. Nawet ta elementarna.

Pierwsza grupa, ta, która żyje zakupami niezależnie od pory roku, nie potrzebuje specjalnych wskazówek ponad tę, która mówi, by do tego zakupowego szału podejść mądrze. Tak, by na dzień następny nie mieć kaca moralnego w stylu: 'po co mi kolejna niebieska bluzka/spódnica/czapka', 'znowu tyle wydałam/-em'. Niby wydaje się to niemożliwe, ale jest wykonalne.
Skoro już wiesz, czego chcesz, wystarczy skupić się na potrzebnym kolorze, materiale, cenie. Dołożyć do tego chwilę zastanowienia, czy aby na pewno tego potrzebujemy i akurat na to chcemy wydać naszą gotówkę. Często bowiem okazuje się, że rzecz na pierwszy rzut oka wygląda dobrze, ale naprawdę to badziew, który rozpadnie się po pierwszym praniu. Dodatkowo, jak się mocniej zastanowisz, to okaże się, że coś takiego już w szafie masz, a przydałoby się coś zupełnie innego. Życie. ;) Pamiętaj - zero kompromisów.

Jeśli - podobnie, jak my - jesteś nieszczęśnikiem, dla którego zakupy to zadanie do wykonania, to po pierwsze łączymy się z Tobą w bólu, a po drugie życzymy, by zawsze udawało Ci się popełnić te wszystkie konsumpcyjne zachcianki bez wychodzenia z domu, przez internet. Niestety, czasami klikanie  nie wystarcza i trzeba ruszyć w tłum przy brzęku monet i pikania kart płatniczych, pomacać i przymierzyć, żeby zbyt często nie galopować na pocztę, by odesłać nasze zakupowe porażki.
Zrób więc wcześniej rozeznanie - co i gdzie planujesz kupić. Oszczędzisz w ten sposób czas. W miarę możliwości unikaj zakupów w weekend. Wiem, że w trybie pracującym o to ciężko, ale czasami się udaje i od razu człowiek spokojniejszy i mniej agresywny. ;) Trzymaj się zaplanowanych konkretów i jeśli w planach było kupno spodni, czy butów, nie rozglądaj się za swetrem. Wszystko ma iść zgodnie z planem.

Plan będzie miał się jednak nijak do rzeczywistości, jeśli w czeluści galerii zostaniemy zaciągnięci przez "lepszą połówkę". Tak, na tę okoliczność są narażeni przede wszystkim panowie, którzy traktują zakupy, jak zło konieczne. Niestety, ich córki, żony, matki i kochanki mogłyby spędzać w sklepach całe dnie.
Pozostaje więc uzbroić się nie tylko w cierpliwość i stoicki spokój, ale również w kilka gadżetów, które umilą oczekiwanie, skracając męki. Warto mieć w zanadrzu coś do poczytania, sprawdzi się też jakaś gra w telefonie. Ostatecznie można uciec do sklepu z elektroniką lub na szamę. Sprawa się skomplikuje, jeśli nie zdążysz wrócić na posterunek, gdzie z uśmiechem na ustach będziesz oczekiwał na to, by już za chwilę, już za momencik odbyć pierwszy w tym roku spacer farmera z górą zakupowych zdobyczy sprawnie upchanych w siatki i torebeczki.

To jak? Kiedy ostatnio dopadło Was zakupowe szaleństwo? Przeżyliście?

W tym miejscu muszę przyznać, że musieliśmy ostatnio wybrać się na małą zakupową krucjatę, bo nasze górskie buty zasłużyły już, by odejść na obuwniczą emeryturę. Potrzeba obucia naszych kopytek wykopała nas z domu.  Pojechaliśmy, łaziliśmy, patrzyliśmy, macaliśmy, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że nic nie kupiliśmy, bo nic nas w tych stacjonarnych sklepach za serce nie chwyciło (poza cenami niektórych egzemplarzy, które przyprawiały o migotanie przedsionków). Póki co, zostaje nam bieganie na boso, liczenie na rychłe znalezienie naszych faworytów (pod względem technicznych i wizualnym) i nasze szczęście do zakupów internetowych.

Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, MichaelGaida

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM