, ,

Alkohol w górach - Pić, czy nie pić?

6.10.15

Alkohol_w_górach


O alkoholu napisano i powiedziano już wiele, każdorazowo wywołując emocje i nierzadko burzliwe dyskusje, mimo że trunki maści wszelkiej są przecież dla ludzi i produkuje się je na potęgę. I dobrze. Problem pojawia się wtedy, gdy konsumpcji nie jest po drodze z umiarem. Pół biedy, jeśli jedynym minusem nadmiernego spożycia jest dziki kac i stwierdzenie, że już nigdy więcej. Gorzej, gdy balanga, skutkuje poważnym uszczerbkiem na zdrowiu, a nawet zagraża życiu.

Poruszam ten temat z prostego powodu. Znalazły się bowiem osoby, które (chyba) w ramach uzupełnienia tekstu o tym, co pić w trakcie górskich wędrówek, sugerowały napoje procentowe.

Pić, czy nie pić?

Specyfiki alkoholowe na terenach górskich były, są, mają się niezmiennie dobrze i będą istniały dopóty, dopóki żyć będą ich zwolennicy - czyli zawsze. Któż z nas nie spróbował góralskiej herbatki z prądem, czy też grzanego wina lub piwa, rozgrzewających i pachnących przyprawami. Chyba tylko ten, kto alkoholu nie pije w ogóle. Żadnego.

W tym miejscu, ze swojej strony powiem: Pić. Jednak z głową i umiarem. Szklaneczka ulubionego trunku wypita wieczorem na kwaterze, w miłym towarzystwie, przy rozprawach o minionej wędrówce, nie zaszkodzi, a tylko wspomoże zacieśnianie się górskich kontaktów.

Zimne piwo po długim marszu w upale, czy grzaniec po zimowej wyrypie potrafią zrobić dobrze. Jednak nikt nie zna naszego organizmu i jego reakcji lepiej niż my, więc to my musimy potrafić ocenić, ile wieczorem skonsumujemy, nie robiąc sobie przy tym krzywdy, nie przeszkadzając innym nocującym na kwaterze i nie osłabiając się na kolejny dzień wędrówki. 

Odnośnie samych gór i spożywania trunków bezpośrednio na szlaku, powiem: Nie pić. Alkohol nie jest najwłaściwszym towarzyszem górskich wypadów, a doradcą w czasie marszu jeszcze gorszym. Potwierdzeniem tego są wszystkie akcje ratunkowe TOPR-u, czy GOPR-u po tym, kiedy delikwent w stanie upojenia nie jest w stanie samodzielnie zejść z góry, narażając przy tym nie tylko siebie, ale i osoby mu towarzyszące.

Również w tym temacie aktualne i trafne będzie stwierdzenie, że pić i odnaleźć się w danej sytuacji trzeba umieć. Obserwacje jednak pokazały już wielokrotnie, że nie każdy posiadł tę umiejętność.
Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że szlak to nie stolik barowy, w który w najgorszym przypadku będzie można wbić gwoździa opadającym z upojenia łbem. Szlak to góry, a te są wymagające i potrafią sponiewierać. Najmocniej tych niepokornych.

Herbata z prądem będzie jak najbardziej ok (pod warunkiem, że to faktycznie będzie herbata z wkładką, a nie sama wkładka), ale już wyżłopanie flachy na głowę wieczorem będzie skrajnie głupie. Kac nam wędrówki nie umili, a w dodatku prawie na pewno spowolni. 
Równie nieodpowiedzialne będzie picie w trakcie wędrówki, szczególnie na stromych podejściach, czy szczytach, z których czeka długa droga powrotna. Nigdy nie będziemy w stanie przewidzieć reakcji zmęczonego organizmu, wystawionego na wzmożone działanie słońca, czy dotkliwe zimno. Wtedy nawet łyk może sprawić, że w głowie zacznie nam latać helikopter, a nogi zaczną żyć po swojemu, mając zupełnie wywalone na nasz zmysł równowagi.

W żadnym wypadku nie zamierzam tutaj uprawiać jakiegoś naciąganego moralizatorstwa, czy zabraniać spożycia. Co to, to nie. Niech każdy sam podejmuje decyzje. Ale serio, góry to nie miejsce, by obalić kratę piwa, a potem cisnąć na Orlą Perć, gdy już się włączy tryb supermana i nieśmiertelności.

Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, tookapic

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM