, , ,

28 szczytów KGP zdobytych w rekordowym tempie - Czy to ma sens?

1.7.15

Żyjemy w świecie, w którym liczy się wszystko, co najlepsze, najszybsze, najokazalsze i najbardziej oryginalne. Rywalizacja już nikogo nie dziwi. Mało tego. Staje się ona bodźcem do dalszych prób i działań. I to jest super, nie przeczę.

Korona Gór Polski

Kiedy więc w ostatnich dniach pojawiła się informacja, że 28 latek z Jeleniej Góry - Grzegorz Leszek - pobił czas, w jakim zostało zdobytych 28 szczytów Korony Gór Polski, moją pierwszą myślą było: Ok, fajnie, że chłopak miał chęć na taki projekt i ogarnął to wszystko logistycznie w wysoce wyśrubowanym czasie - 76 godzin (pobita czasówka wynosiła wcześniej 89,5 godziny).

Po chwili zrodziło mi się w głowie pytanie: Jaki sens ma takie bicie rekordu? Jak dla mnie, oprócz czystej satysfakcji osobistej (bo jest to pewne i niemałe osiągnięcie) i pokonywania własnych słabości, nie ma w tym nic więcej. Podnoszą się głosy, że takie zdobywanie korony należy zaliczać do sportów górskich, w których pełno jest różnorodności. Zgoda, sporty mamy różne, ale w każdej dziedzinie jestem w stanie doszukać się większego sensu. Większego niż gnanie z ekipą samochodem od punktu do puntu (raczej nie z przepisową prędkością), by bezpośrednio z podnóża góry, wbiegać/wchodzić na jej szczyt.

Gdzie szukać sensu?

Sport i góry można połączyć dużo bardziej efektywnie i z większym sensem, a nagrodą za włożony trud nie będzie tylko czysta satysfakcja, ale też rozwijanie pewnych umiejętności, polepszenie sprawności i poprawianie własnych wyników. To brzmi już jak pakiet, którym warto sobie mocniej zaprzątnąć głowę. 
Idąc tym tokiem rozumowania, można spełniać się chociażby w rajdach na orientację i z każdymi kolejnymi zawodami być lepszym, w tym, co się robi. Mało tego, lepiej i dokładniej ogarniać otaczający nas świat, pokonywać własne słabości i zdobywać umiejętność radzenia sobie w różnych warunkach pogodowych,  w dzień oraz nocą.
Gdy rajdy to za mało, można porwać się też na biegi typowo górskie. A tych jest u nas dostatek, na różnych dystansach. Od krótszych dyszek do biegów ultra. W nich satysfakcja klepie emocje po plecach, współzawodnictwo przeplata się z wzajemną motywacją, a dodatkowo wytrzymałość i wydolność organizmu wznosi się na orbitę. 

Wracając jednak do Korony Gór Polski każdy będzie robił, jak uważa. Będziemy mieli turbo zdobywców-biegaczy, korona będzie zdobywana przez rowerzystów, etc.. Wszak ilu ludzi, tyle pomysłów. 
Jednak ja niezmiennie skłaniam się do tego, co leży w pierwotnym zamyśle zdobywania szczytów koronnych - do poznawania i odkrywania, w różnych okolicznościach przyrody i pór roku. Bo to właśnie dzięki koronie trafiamy w rejony, w które normalnie byśmy się nie wybrali, bo wydawały się mało atrakcyjne i leżały wyjątkowo nie po drodze. I mimo, że swoje górskie cegiełki zbieramy wolniej, w czasie dużo bardziej rozciągniętym i niespektakularnym, to mamy z tego wyjątkową frajdę. Ja w każdym razie mam.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM