, ,

Dzieciak lat 80-tych i 90-tych

1.6.15

Wszystko miało swój początek w zimną, grudniową noc, kiedy z rozdartą japą powitałam się z tym światem. Ja, oraz wiele mi podobnych dziecio-gremlinów z wyżu demograficznego, gotowi zmierzyć się z czekającą na nas rzeczywistością lat 80-tych i późniejszych 90-tych.

Siłą rzeczy, z początków mojego żywota nie mam prawa wiele pamiętać, niemniej jednak, mimo szarości ówczesnych czasów, jestem w stanie przywołać mniej lub bardziej kolorowe wspomnienia około-trzylatki oraz coraz starszego dziewczęcia, odkrywającego to, co skrywał otaczający świat.

Dzieciństwo
Ten świat ówczesnego dziecka to szarość przykryta kolorem przeżyć, pierwszych leśnych wycieczek na małych nóżkach i pozdzieranych kolan na podwórkowych kamieniach, których bywało więcej niż trawy. To czas przebierania w babcinych, zdobycznych i kolorowych włóczkach, które ta przeobrażała w sweterki, czapki i szaliki, których mogło zazdrościć pół przedszkola. I nie było ważne, że ten najnowszy, wydziergany sweterek był różowy i gryzł wściekle dziecięcą szyję i ramiona.

Z biegiem lat i zbieraniem dziecięcego doświadczenia, wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, pomagając wymyślać aktywności zabawowo-poznawcze. Przebywanie do wieczora na dworze nauczyło nas spoglądania na świat z wysokości, bo na porządku dziennym było włażenie na drzewa, płoty, lub bycie podwórkowym królem trzepaka. Taka perspektywa nam odpowiadała i nikt nic sobie nie robił z podartych portek, zdartych łokci, czy wybitych mleczaków. Liczyła się zabawa i nawet ta spokojniejsza, jak gra w gumę, czy kabel, angażowała w 100%, zachęcała do rywalizacji i doskonalenia podwórkowych wygibasów i sprawności.

A potem przyszła szkoła, namiastka dziecięcej dorosłości i odpowiedzialności, bo mając te 7 do 10 lat potrafiliśmy się ogarnąć, a zwisający na szyi klucz na sznurku dodawał nam 100 punktów do samodzielności. Niewiele potrzebowaliśmy do szczęścia, mając frajdę z prostych rzeczy.

Pasjami kolekcjonowaliśmy kapsle, puszki, kolorowe karteczki, obrazki z gum i wycinki z pierwszych młodzieżowych gazet, co dało początek pierwszym dziecięcym biznesom - wszak handel wymienny tymi dobrami kwitł w najlepsze. A ten kto do tego mógł się pochwalić grami na Atari, Commodore 64, nie wspominając już o Amidze, rządził na dzielni. Pod warunkiem, że potrafił ogarnąć ustawianie głowicy magnetofonu kasetowego za pomocą odpowiednio spreparowanego śrubokręta, tudzież szydełka.

Mimo pewnych zazdrości, trwaliśmy razem, mając wspólne obawy wobec znienawidzonych czynności, którymi dręczył nas świat dorosłych. (No powiedzcie, kto z Was lubił obowiązkową, szkolną fluoryzację specyfikiem gorzkim do porzygu?) Jednak szybko sobie potrafiliśmy osłodzić te niedogodności, pożerając, w ilościach dotąd niezmierzonych, oranżadki w proszku, które najbardziej smakowały na sucho.

Najbardziej fascynujące były jednak nasze dziecięce moce, które pozwoliły nam przetrwać w świecie nie tylko szarej i ciężkiej rzeczywistości, ale też w jakiś sposób niebezpiecznej, o czym mniej lub bardziej próbowali napominać nas dorośli. Mimo to, w większości przypadków, najpoważniejszym uszczerbkiem na zdrowiu była rozbita głowa, czy złamana kończyna, na której z dumą nosiliśmy gips z malunkami ówczesnych, samozwańczych Picassów.

Przetrwaliśmy, zjadając owoce na okolicznych działkach, chrupiąc marchewki prosto z ziemi i popijając to wszystko wodą z kranu w pierwszej, lepszej bramie, ewentualnie zagryzając to chlebem z cukrem u sąsiadów, byleby tylko nie pójść zbyt wcześnie do domu. A gdy już tam w końcu docieraliśmy przed nocą, padaliśmy na dziecięce twarze, prosto w umoszczoną bazę z koców, a gdy sen nie chciał przyjść, czytaliśmy pod kołdrą przy świetle latarki lub snuliśmy plany na zdobycie terytoriów wrogich podwórek.

Co jednak najważniejsze w tym wszystkim to to, że, cieszyliśmy się chwilą, nie szukaliśmy problemów na siłę, żyliśmy. I to nastawienie nie zmieniło się w dzieciakach nigdy, więc... jeśli stałeś się zatwardziałym, może trochę zgorzkniałym dorosłym, odkryj w sobie to szczeniactwo na nowo i choć przez moment, bez hamulców, czerp radochę z tego, co Cię otacza, choćbyś miał zrobić z siebie głupka, skacząc po kałużach w najdroższym garniturze pod okiem zdziwionych gapiów.

Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, JaStra

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM