,

Wierzę, że tego nie robisz...

11.4.15

W końcu się pojawiła - nie tylko w kalendarzu, ale również za oknem pod postacią ciepłych promieni słońca - wiosna. Pora roku, która wykurzy z domowych pieleszy wszystkich spragnionych obcowania z górską naturą. I ruszą na szlaki wszyscy, bez wyjątku, a wśród nich ci, którzy zdolność myślenia już dawno temu rozmienili na drobne.

Wierzę, że tego nie robisz...

Mimo, że z uporem maniaka od lat powtarza się, że pewne zachowania w czasie górskiego wypadu nie tylko są niewskazane, ale wręcz niebezpieczne, to co sezon znajdą się delikwenci, którzy mają wszystko w dupie.

Zapewne nie raz mieliście okazję obcować mniej lub bardziej bezpośrednio z takimi osobnikami i tylko spokój sprawił, że nie zrobiliście użytku z czegoś ciężkiego, celem trzepnięcia owego delikwenta w środek łepetyny. 
Czym więc się tak narażają ci wszyscy niepokorni i słabo reformowalni? Jest tego trochę, ale te poniżej przedstawione sytuacje powtarzają się chyba najczęściej, prowadząc do dyskomfortu, a nierzadko również do problemów, o wypadkach nie wspominając.

Mylne przekonanie o cudownych właściwościach swoich rzeczy i niesamowitości siebie samych skutkuje tym, że lekkomyślność i brak odpowiedzialności przejawia się już w momencie wyboru odpowiedniego ekwipunku na górski wyjazd. Coraz częściej niestety zdarza się, że na szlaku stajemy się świadkami prawdziwej rewii mody, gdzie odzież i obuwie bardziej pasują do spaceru nadmorskim deptakiem, czy na wypad do klubu, a nie na włóczęgę po skałach.
I wcale nie potrzeba tutaj wkładać na siebie całego magazynu ciuchów z Gore-Texem, czy butów tylko i wyłącznie na Vibramie a dostosować ubiór do sytuacji. Wygoda i bezpieczeństwo przede wszystkim, Bluzka z cekinami oraz plastikowe klapeczki może i się komuś spodobają, a przy odrobinie szczęścia pozwolą wyrwać i jakiegoś misia, ale przy załamaniu pogody tyłka nie ogrzeją.

Mało tego, że niestosownie ubrani, to jeszcze z ewidentnym brakiem pokory i nastawieniem, by być lepszym od samego Chucka Norris, a na Orlą Perć wskakiwać, robiąc fiflaka zakończonego półobrotem oraz telemarkiem. Jeśli dołączymy do tego przecenianie swojej kondycji i nieumiejętne ocenianie własnych możliwości, otrzymamy sytuację, w której zdyszany i wyczerpany nieszczęśnik prawie ze łzami w oczach marzy o tym, by go ściągnąć z tej góry, która dziwnym trafem okazała się być cholernie wymagającą bestią.

Z tą górską bestią to może przesada, ale nieszczęśnicy sami rzucają sobie kłody pod nogi. Chociażby przez to, że łażą pod prąd na szlakach, gdzie jest ewidentnie wskazany kierunek wędrówki. Nie trudno się potem dziwić zatorom na przewężeniach, potknięciom, czy upadkom. Nie po to ktoś wprowadził regulacje ruchu, by z tego nie korzystać.

Wspomniane zatory i skupiska ludzkie na graniach szczytowych oprócz tego, że przyjemne raczej nie są, to również mogą stanowić spore niebezpieczeństwo, szczególnie wtedy, gdy taki nierozgarnięty turysta za nic ma prognozy pogody i z premedytacją je ignoruje, prąc w górę, gdy nad nim już kłębią się ciemne chmury. O ile sam deszcz jest do przeżycia i nie działa tak na wyobraźnię, o tyle w przypadku burzy, zaskakującej na szlaku, przestaje być zabawnie i sympatycznie, a brak przygotowania, podstawowej wiedzy, czy odpowiedniego stroju może być przyczyną niemiłych wspomnień. O ile te wspomnienia będą miały w ogóle szansę zaistnieć.

Z czego wynikają te wszystkie błędy i grzeszki turystów? Nie wiem, ale skłonna jestem wytypować zwyciężczynię w tej materii, a na imię jej ignorancja, będąca przyczyną corocznej recydywy, jeśli chodzi o turystyczną głupotę i oszołomstwo na szlaku.

Urlop, urlopem i rządzi się swoimi prawami. To prawda, ale w żadnym wypadku nie zwalnia z choćby tylko elementarnego myślenia.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM