, , , , ,

KGP - Szczeliniec Wielki 919 m n.p.m., Góry Stołowe - 29.09.2013

10.12.13

Ktoś mnie kiedyś uraczył stwierdzeniem, że jak już chodzić w góry, to koniecznie trzeba na dany szczyt przeznaczyć przynajmniej jeden dzień. Pff! Teoria naciągana jak sto pięćdziesiąt. No bo co złego może być niby w tym, że jednego dnia wejdzie się na więcej niż jedną górkę? W czym to ma niby przeszkadzać?
Odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna - w niczym!

Jeśli więc mamy możliwość sprawnego przemieszczenia się/ dojazdu z miejsca na miejsce, to trzeba to wykorzystać. Szkoda tracić dzień. Ja, osobiście, gdybym tylko miała taką możliwość (zdolność teleportacji w określone miejsca mile widziana), wdrapałabym się i na X szczytów - jeden po drugim, nakłaniając w myślach dobę do czasowego wydłużenia i elastyczności. 

W myśl zasady polegającej na wykorzystywaniu dnia do oporu i mając nadzieję na polepszenie aury w innym miejscu, po zejściu z Wielkiej Sowy, zapakowaliśmy się w autko, by udać się w kierunku Gór Stołowych, celem wejścia na ich najwyższy szczyt, jakim jest Szczeliniec Wielki 919 m n.p.m..
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Dojechaliśmy do miejscowości Karłów, gdzie zostawiliśmy nasz wehikuł i pognaliśmy na szlak, prowadzący nas na kolejny ze szczytów koronnych.

Pogoda zdała się poprawiać, choć wiało nieziemsko. Była więc nadzieja, że na Szczelińcu - w przeciwieństwie do Wielkiej Sowy - będzie trochę widoków.







Z Karłowa ruszamy szlakiem żółtym. Po około 15 minutach docieramy do rozwidlenia szlaków, gdzie szlak żółty zaczyna piąć się znacznie pod górę. Nie byłoby to denerwujące, gdyby nie fakt, że całość trasy, aż do Schroniska  Pod Szczelińcem, wiedzie częściowo metalowymi stopniami, które mokre były wyjątkowo śliskie. Nie muszę chyba przypominać, że nie znoszę wszelkiego metalowego, schodopodobnego badziewia.



 Ucho Igielne





Jako ciekawostkę mogę podać, że ilość stopni, jaką trzeba przedreptać, by wejść na górę z Karłowa wynosi - uwag, uwaga - 665 (słownie: sześćset sześćdziesiąt pięć schodów). Gdyby nogi miały oczy, to zapewne zabiłyby nas morderczym wzrokiem.


Karłów - Wejście na Szczeliniec Wielki

Przy schronisku robimy sobie standardową przerwę na papu i piciu. Średnio mądrym pomysłem było jedzenie na zewnątrz, bo silny wiatr (mimo słońca, które raczyło się pojawić - hura!) powodował grabienie palców, turbo-stygnięcie herbaty i zdecydowanie nie poprawiał smaku konsumowanych bułek.
Dobrze, że widoczność w miarę dopisała i można było trochę nacieszyć ślepia widokami z góry. :)







Po pamiątkowej focie, wbiciu schroniskowej pieczątki do książeczki, dokonujemy opłaty w wysokości 6 zł/os. i wchodzimy na teren rezerwatu, w którym mogliśmy podziwiać naturalne twory skalne. Wyobraźnia miała pole do popisu, bo niektóre formy skalne, mimo opisów, nijak nie chciały przypominać tego, jak je nazwano.

W rezerwacie mamy 12 głównych nazwanych skalnych obiektów: Ucho igielne, Kaczęta, Tron Liczyrzepy, Wielbłąd, Małpolud, Diabelska Kuchnia, Piekiełko, Niebo, Kołyska, Kwoka, Koński Łeb, Słoń.
Zabijcie mnie, ale mimo opisów, nie byłam w stanie ogarnąć wszystkich skalnych tworów.
Rozpoczynamy nasz spacer po labiryncie skalnych tworów, które mogą zadziwiać. Zdolna bestyjka z tej Matki Natury, oj zdolna.

Ponieważ schronisko znajduje się na wysokości 905 m n.p.m. mieliśmy jeszcze kilka metrów do przejścia w górę. Ścieżka zwiedzania wiła się w tę i z powrotem, czasem w górę, potem w dół. Na szczęście nie powodowało to dezorientacji.
Słońce się nad nami, jak widać, zlitowało. Trzeba przyznać, że w słońcu skały prezencję mają zacną.










Kaczęta

 Na szczycie Szczelińca 919 m n.p.m. - w najwyższym punkcie - na Tronie Liczyrzepy

 Wielbłąd

Maszerujemy dalej wyznaczoną ścieżką, która po krótkiej chwili skręca w lewo, a oznaczenie wskazuje nam drogę do piekiełka. Nie wiem, o co kaman, bo ja naprawdę byłam wtedy grzeczna. 




 Małpolud


Im bliżej Piekiełka jesteśmy, tym bardziej mroczna staje się okolica. Skały są wyjątkowo strzeliste, gładkie, tworzą głębokie szczeliny.
Gdy zejdziemy na dół, warto zadrzeć głowę do góry. Kontrast błękitnego nieba, jaki nam się ukaże u góry jest wyjątkowy.


 Mroczne ściany Piekiełka

Po zejściu w dół ognie piekielne nas nie trawią. Towarzyszy nam raczej chłód i spora dawka wilgoci. Ściany Piekiełka mają wysokość ok. 18 metrów, a długość tej formacji wynosi ok. 100 metrów. Kto by pomyślał, że trochę skał i kamieni może robić takie wrażenie.




Ten wielki kamień za mną w tel to Diabelski Stół. Jedzonko musi być mniamuśne. ;) A co do drewnianych, wszechobecnych kładek - radzę grzecznie po nich chodzić, no chyba, że ktoś z Was planuje kąpiele błotne.
Z Piekiełka na górę wychodzimy, jakżeby inaczej, przez Czyściec. Jest to wąski, niski korytarzyk. Warto trzymać dietę, żeby się tam zmieścić bez problemów. Plecak raczej trzeba zdjąć.
Skoro byliśmy w Piekiełku, dotarliśmy do Czyśćca, z którego również wyszliśmy, ścieżka musiała nas w końcu zaprowadzić do Nieba. Musicie przyznać, że po tych ciemnych czeluściach poniższy obrazek to cud, miód, malinka.


 Kwoka


Zanim wróciliśmy szlakiem do Karłowa, mijaliśmy na ścieżce jeszcze wiele formacji skalnych. Mogliśmy kluczyć śród nich, wsłuchując się w szelest jesiennych liści. Szczeliniec uraczył nas swoją malowniczością, pozwolił nacieszyć oczy przestrzenią, jaką mogliśmy podziwiać ze szczytu. Jeśli więc tylko macie chęć i możliwość, nie zastanawiajcie się - wybierzcie się tam, bo warto. :)

Nasz start i meta w szczelińcowej wędrówce

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM