, , , , ,

Wrześniowy Tyrol - Dzień III - Mittagkopf 2249 m n.p.m.

27.7.13

Oczarowani okolicą i będąc pod wrażeniem utrzymującej się słonecznej aury, kolejnego dnia wybieramy się na szczyt, który mogliśmy podziwiać z okna pensjonatu - Mittagkopf 2249 m n.p.m. 
Wyruszamy, jak to mamy w zwyczaju, z rana, żeby móc cieszyć się całym dniem spędzanym pośród gór, strumieni, łąk i lasów.

Przechodzimy z przysiółka Untermühl do centrum miejscowości Kappl, mijamy kościół, szkołę i schodzimy do drogi Silvretta-Bundesstraße, którą przekraczamy i wchodzimy na leśną ścieżkę, która zaczyna wznosić się łagodnie, raz po raz, wśród drzew ukazując przeciwległe szczyty, oraz przysiółki usiane domami i pensjonatami.




Idziemy szlakiem nr 17 i po niedługiej chwili docieramy do wodospadu Visnitzwasserfall. Potok Visnitzbach spada 30 m kaskadą w dół po potężnych skałach. W bezpośrednim sąsiedztwie wodospadu powietrze jest cudownie rześkie i wilgotne od wszechobecnych, rozproszonych kropelek wody.




Po krótkim postoju cofamy się z powrotem na szlak nr 17 i zmierzamy spokojnym krokiem w kierunku kapliczki Rotwegkapelle, zbudowanej w roku 1805.

Rotwegkapelle

Ruszamy dalej, w górę, korzystając ze znaku, który mówi o skrócie i prowadzi wzdłuż potoku Visnitzbach. Jest stromo, nawet bardzo, dość niewygodnie i duszno od leśnej wilgoci. Wszystko się do nas klei, mimo że nie jest gorąco, bo znajdujemy się aktualnie na północnych zboczach. Nie powiem, ów skrót otrzymał od nas trochę niepochlebnych epitetów, bo mieliśmy wrażenie, że się nigdy nie skończy. :D
Idąc wzdłuż potoku spotykamy kozicę. Biedulka chyba była chora, bo leżała sobie dupką w potoku i tylko się na nas patrzyła, nie zbierając się do ucieczki.




Wracamy jednak szczęśliwie na szlak nr 17 i dreptamy dalej. Wykorzystujemy przyszlakową ławeczkę na małą przerwę z herbatą i energetyzującymi batonikami.




 Wariaty :)

Oznaczenie szlaku

Idziemy dalej w kierunku Visnitzalpe, gdzie w pełni sezonu można zobaczyć proces wytwarzania produktów mlecznych i serów. Niestety, my byliśmy już po sezonie i domek w Visnitzalpe był zamknięty. :(
Niezrażeni tym drobnym minusem, odpoczywamy w promieniach alpejskiego słońca - grzało intensywnie. Aż trudno uwierzyć, że był to wrzesień, tydzień po froncie z opadami śniegu.
Idąc szlakiem do Visnitzalpe, po naszej prawej stronie wznosi się masyw Muttegrat ze szczytem Köpfle 2015 m n.p.m..






Będąc przy Visnitzalpe, zmieniamy szlak na nr 22 i ruszamy w kierunku naszego celu - szczytu Mittagkopf 2249 m n.p.m.. Zanim jednak dotrzemy na szczyt, przysiadamy na chwilę na ławce, w miejscu, z którego rozpościerała się wspaniała panorama na szczyty po przeciwległej stronie doliny i położone w dole miejscowości. Niesamowita przestrzeń, czyste powietrze, doskonała widoczność - czego chcieć więcej? :) Aż trochę żal było opuszczać tę miejscówkę. Nie przyszliśmy tutaj jednak, by się wylegiwać na ławce, zbieramy się więc sprawnie i hej ho, hej ho, na górę by się szło.



 A tam, hen w dole, nasz pensjonat i samotne autko :)


Pniemy się wyżej i wyżej, zakosami, pośród borówkowych krzaczków - co się najadłam, to moje. ;)
Mijamy sporo ubezpieczeń przeciwlawinowych, ale w takim terenie to nic nadzwyczajnego. Bez tego życie w położonych w dolinie miejscowościach byłoby niemożliwe, bo lawiny z pewnością co chwilę dawałyby o sobie znać zimą. Dzięki takim umocnieniom, przysiółki nie są zagrożone lawinami.

W końcu docieramy na szczyt zwieńczony krzyżem. Należy zwrócić uwagę  na fakt, że większość szczytów, na które prowadzą szlaki, są zwieńczone krzyżami. Pomijając całą symbolikę, to widok takiego szczytu z krzyżem jest jeszcze bardziej mistyczny. Aż człowiek sam z siebie siada/staje/ot po prostu zatrzymuje się na chwilę, zatapia się w myślach i chłonie otaczające go piękno. Czuje się tę emanującą z gór siłę - coś wspaniałego. Takie chwile na szczycie powinny trwać w nieskończoność - nawet jeśli zaczyna wiać i trzeba szukać ustronnego miejsca wśród skał, aby móc chwilę odpocząć.
Ze szczytu rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na Alpy Lechtalskie, Verwallgruppe ze szczytem Hoher Riffler 3168 m n.p.m. i słoneczną stronę Kappl.







 
"Pokora majestatyczna i podniosła jednocześnie, prawie nic w przyrodzie nie wywołuje w nas tak wielkiego szacunku co spojrzenie na góry."



 Coś jakby tlenu mniej...


Obiad?

Z góry schodziliśmy niespiesznie, jak zawsze, bo nie chcieliśmy, żeby ten dzień się kończył. Wszak to kolejny dzień zmierzał ku końcowi, a to oznaczał rychły powrót do domu, o czym nie chcieliśmy jeszcze myśleć. Było pięknie - zdecydowanie!


Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM