, , ,

W Górach Stołowych - O jeszcze jednym wybryku pseudo-turystów...

18.9.12

Wszyscy krzyczą, że jesień zbliża się wielkimi krokami. Ja to widzę średnio, bo póki co, to słońce sobie nieźle poczyna w ciągu dnia i tylko poranne mgiełki przywołują na myśl jesienną aurę. Jakby jednak nie było, to na hasło pod tytułem "jesień", bardziej niż zwykle, włącza mi się mechanizm związany ze wspomnieniami wszelakiej maści. Wspomnień pełno, ale jednak te górsko-wycieczkowe zajmują w tej całej zbieraninie najwięcej miejsca.

Dodatkowo za sprawą opowieści znajomej, przypomniała mi się historia, która udowadnia, że pseudoturyści są wszędzie i w każdym miejscu życie innym zatruwać będą.
Wspomniana znajoma wybrała się w ostatnim czasie w okolice Gór Stołowych, bardziej skupiając się wprawdzie na trasach w pobliżu uzdrowisk, co jednak nie uchroniło jej od zderzenia z głupotą tych, którzy ową trasę przemierzyli przed nią.
Na moje pytanie "Jak było?" - odpowiedziała: "Zgubiliśmy się koło Polanicy." Wtedy też przypomniała mi się nasza (moja i małżona) wątpliwie przyjemna przygoda.

Kilka lat temu, w jeden z majowych weekendów, wybraliśmy się do Polanicy Zdrój. Nie mieliśmy oczywiście na celu leżenia w SPA, tudzież innym cudownym przybytku. Jakoś się nie potrafimy do tego przekonać :D Chociaż pewnie czasami taki relaksik po górskich wojażach by się przydał. No, ale ja nie o tym teraz.
W piątek po pracy zapakowaliśmy się w autobus, dojechaliśmy na miejsce, przeszliśmy się po miejscowości i udaliśmy się do miejsca noclegu. Pogoda dodatkowo nie zachęcała do wieczornego spaceru, bo zaczął siąpić deszcz. Jak na złość.
Wstępnie nie zaprzątaliśmy tym sobie naszych rozczochranych, w końcu z cukru nie jesteśmy, a kapoty były w pogotowiu, czyt. w plecakach ;)
Wczesny poranek nie przywitał nas słońcem, tylko aurą, którą już poznaliśmy wieczorem. Ale nic to! Wszamaliśmy porządne śniadanie i wyruszyliśmy na szlak, bo do przejścia było całkiem sporo. Naszym celem było Schronisko Pasterka, w którym mieliśmy zaplanowany kolejny nocleg. PO drodze zamierzaliśmy wejść jeszcze na Szczeliniec Wielki. W końcu wizyta w Górach Stołowych bez wejścia na Szczeliniec się nie liczy ;)
Juz teraz mogę stwierdzić, że tej wizyty nie zaliczyliśmy. No, ale po kolei.
Wyszliśmy z Polanicy Zdrój na szlak niebieski. Szlakiem tym zamierzaliśmy dojść do Skalnych Grzybów i stamtąd udać się dalej szlakiem czerwonym w kierunku Szczelińca. 



Niestety musieliśmy zweryfikować nasze plany w momencie, kiedy to znaleźliśmy się ponownie... w Polanicy!
Jakiś pozbawiony mózgu, bo inaczej tego nie napiszę, dowcipniś zadał sobie sporo trudu i zamalował szlak zielony, wychodzący również z Polanicy, który w pewnym momencie powinien przeciąć niebieski (ten którym szliśmy), na niebiesko! Nie zamalował tego na jednym, dwóch, trzech drzewach, słupkach. Nieee, mało mu było! Nie sposób się było zorientować, że coś jest nie tak. Szliśmy tamtędy po raz pierwszy, więc się przyglądaliśmy wszystkiemu dookoła, a mimo to przegraliśmy z czyjąś głupotą ;/ Tym "cudownym" sposobem dwie godziny dreptania w deszczu poszły się je**ć!

Po ponownym dotarciu do Polanicy

Powyższa sytuacja spowodowała, że musieliśmy sobie odpuścić Szczliniec, a wspomniane Skalne Grzyby minęliśmy biegiem, niestety. Dobrze, że nie było wtedy z nami np. znajomych z dziećmi, bo by mogło być jeszcze mniej ciekawie. 
A co do samych dowcipnisiów, to nie spotkałam. Mają szczęście, bo w przeciwnym razie chodziliby teraz chyba bez swoich rączek!
Ostatnio zaczęłam się nawet intensywnie zastanawiać, czy istnieje sposób, by  jakoś zabezpieczać szlaki przed takimi aktami zniszczenia, powodującymi ogólnopojęte zagubienie wśród zwiedzających. Niestety nic nie wymyśliłam ;(

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM